Z dawnych czasów dobrze pamiętam fragment pogrzebowej prefacji „życie Twoich wiernych zmienia się ale się nie kończy i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdziemy przygotowane w niebie wieczne mieszkanie” (cytuję z pamięci). Ilustracją tego tekstu jest m.in. kościół w podopolskim Niemodlinie, gdzie tych „wiele mieszkań” symbolizowanych jest przez wiele okiennych atrap wyeksponowanych wieży. Optymistyczny przekaz tej prawdy jest teologicznie i architektonicznie przekonujący.
Sytuacja komplikuje się, kiedy temat ten trzeba przeżywać egzystencjalnie. Osobiste przeżywanie śmierci – „wiara w godzinie przełomu” (Tischner) – rodzi wiele wyzwań. Nie zawsze można rozpatrywać śmierć na płaszczyźnie tylko biologicznej. Czasem pojawia się nieodparta potrzeba rozpatrywania jej na płaszczyźnie logicznej – domagamy się ujawnienia związku przyczynowo – skutkowego między życiem osoby, a osoby śmiercią. W przypadku braku takiego związku – jesteśmy gotowi zbuntować się. Niekiedy znów śmierć wydaje się czytelnie osadzona w perspektywie przyczynowo – skutkowej, wówczas jest jakby łatwiej. Łatwiej jest niezależnie od tego, czy to logiczne powiązanie zmierza w kierunku ujęcia „Pan Bóg chciał, aby jego bliscy mieli takiego orędownika w niebie” czy też inaczej „kto mieczem wojuje – od miecza ginie” albo wręcz przeciwnie „Pan Bóg nie rychliwy ale sprawiedliwy”. Jakiekolwiek wyjaśnienie – lepsze jest niż żadne.
Publicysta Gościa Niedzielnego zadziwił się wczoraj refleksyjnie (to było szlachetne zadziwienie) pisząc o tym, że śmierć wszystkich nas połączy. Niezależnie od wyznawanych poglądów, przekonań – nikomu nie można odmawiać z góry miejsca w przygotowanym w niebie wiecznym mieszkaniu – ostatecznie decyzja w tej sprawie nie należy bowiem do nas. Żyć muszę jednak tak, jakby przydział lokum w tej kluczowej „spółdzielni” zależał wyłącznie ode mnie!