Upadek bywa spektakularny. Wpisany w przeglądarkę odsyła do grafiki pokazującej sceny ze skoczni narciarskich, lodowisk, hipodromów, jak również obrazki z filmów, scen teatralnych, wesel, toalet ale też książki o schyłkowym okresie Cesarstwa Rzymskiego, o murze berlińskim czy Rejtana własną piersią powstrzymującego bieg historii. Upadek bywa niejednoznaczny. Ma w sobie olbrzymi dynamizm: pozwala spojrzeć na otoczenie z perspektywy radykalnie oddolnej i daje możliwość, aby powstać i zacząć od nowa. W żadnym razie (pierwszym, drugim, trzecim…) upadek nie przesądza o potępieniu, załamywaniu rąk, darciu szat (ewentualnie nie licząc Rejtana). Konstruktywnie zaliczony upadek to nowy początek, bo z każdej konstruktywnie przeżywanej porażki człowiek wychodzi wzmocniony.
Bardzo trudne jest piętnowanie upadków. Za każdym razem trzeba precyzyjnie oddzielić okoliczności upadku od upadającego człowieka właściwego. Proste, odruchowe potępianie upadających, upadłych i leżących jest ryzykowne. Kto utożsamia głoszenie ewangelii ze słowami potępienia upraszcza swój przekaz i fałszuje oryginał. Upadać – ludzka rzecz. Czy możliwe jest totalne powstanie z upadku, takie powstanie na zawsze, które już nigdy nie doprowadzi nawet do potknięcia…? Rozsądniej założyć, że nie i przyjąć dodatkowo, że zdarzają się takie upadki, z których powstawać trzeba wiele razy… Ale to wymaga pokory (ode mnie), ograniczania ogłaszania prawomocnych wyroków (od publiczności) i zaprzestania straszenia piekłem (od tych, którzy są skłonni straszyć).